piątek, 7 lutego 2014

Rozdział IV

Mam wrażenie, że cała moja twarz płonie. Na wielkim ekranie widzę siebie, przestraszonego jak dziecko w pierwszym dniu szkoły. Ktoś mnie klepie po plecach, drugi lekko popycha, pomagając mi zrobić pierwszy krok. Powoli idę w stronę Effie, która zdaje się ponaglać wzrokiem. Z trudnością pokonuję kilka schodków przy scenie. Stoję obok Katniss i czuję jej spojrzenie na sobie. Spojrzenie pełne bólu i wspomnień.
- O to tegoroczni trybuci 74 Głodowych Igrzysk.- mówiąc to obejmuje nas delikatnie w pasie. 
Patrzę ostatni raz na plac i dajemy się prowadzić do Pałacu Sprawiedliwości. Zostaję zamknięty w jakimś pomieszczeniu. Rozglądam się i podziwiam pokój. Pod moimi stopami leży miękki dywan w kolorze bordowym, jednak ściany najbardziej rzucają się w oczy. Są w odcieniu jasnego różu, a na nich wiszą obrazy przedstawiające dziwne kształty. Zupełnie niepasujące do tego miejsca. Siadam na kanapie obitej aksamitem i czekam na dalsze instrukcje. Po chwili drzwi gwałtownie się otwierają i wchodzą tata z braćmi. Podbiegam do nich i mocno przytulam. Mówię dzieciakom, że mają się słuchać rodziców i im pomagać podczas mojej nieobecności. Odwracam się do taty i wymieniamy się męskim uściskiem. Odrywa mnie od siebie, zaciskając ręce na moich ramionach.
- Peeta, daj z siebie wszystko i wróć do domu.- mówi poważnie, patrząc mi głęboko w oczy.
- Tato, przecież wiesz, że nie mam żadnych szans. Musiałbym pokonać aż 23 przeciwników, to niemożliwe!- protestuję.
- Jesteś silny. I inteligentny. Uwierz w siebie, bo my w ciebie wierzymy.
Mówiąc to pokazuje na braci. Młodszy z nich podchodzi do mnie, kucam więc na przeciwko niego. 
- Uważaj na siebie.- duka cichym głosem.
- Nie martw się, będzie dobrze.- zapewniam go. 
Łzy mi lecą po policzkach kiedy obejmuję ich z nadzieją, że to nie jest ten ostatni raz. Jeden ze Strażników ogłasza koniec czasu, posyłają mi ostatnie spojrzenie, jakby chcieli przesłać całą miłość, aby mi towarzyszyła w drodze. Patrzę za nimi jak odchodzą, a ich postacie maleją z każdym krokiem. Osuwam się plecami wzdłuż ściany, siadam na dywanie, szlochając i głaszcząc przyjemny materiał. To mnie uspokaja. Zastanawiam się, czy mama ma zamiar przyjść i się ze mną pożegnać. W tym samym momencie przez drzwi przechodzi ona. Wygląda na wstrząśniętą, stara się tego nie okazywać, jednak ja zawsze potrafię ją rozszyfrować. Wstaję i ocieram twarz, nie kryję się przed nią z moimi uczuciami. Ściskam jej chuderlawą sylwetkę, a ona tylko sztywno stoi, pozwalając mi poczuć jej ciepło. Na koniec decyduje się na jedno zdanie.
- Dwunasty Dystrykt w końcu doczeka się zwycięzcy.
Wychodzi, zostawiając otwarte drzwi. Nie chodziło jej o mnie, ona patrzy na to z realnej perspektywy, wiedziała to od samego początku kiedy wyczytano moje nazwisko. Chyba powoli będę musiał się pogodzić z nieuniknioną śmiercią. 
Na dworzec docieramy samochodem. Siedząc tam, Effie z ekscytacją opowiadała nam o atrakcjach jakie zobaczymy w Kapitolu. Nie obchodziło mnie to, tak samo jak Katniss. Nasze spojrzenia spotkały się na sekundę. Myślała o tym samym co ja. O naszym pierwszym spotkaniu.
To był deszczowy i chłodny dzień. Piekłem chleb razem z tatą kiedy usłyszałem czyjeś wrzaski na zewnątrz. To mama krzyczała na dziewczynę ze Złożyska. Pewnie grzebała w naszym śmietniku, szukając czegoś do jedzenia. Osłupiałem kiedy zobaczyłem, że tą dziewczyną była Katniss Everdeen. Poczułem wielką złość na matkę, miałem ochotę się na nią rzucić i wygarnąć jej wszystko, co o niej myślę. Wszystko co dusiłem w sobie przez tyle lat. Zamiast tego uspokoiłem się i przypaliłem chleb. Moje oczekiwania się sprawdziły, wyrzuciła mnie za drzwi i uderzyła. Policzek mi pulsował od bólu i zostały na nim czerwone pręgi. Nigdy nie widziałem takiej furii. Kazała wyrzucić to świniom, które tarzały się w błocie w korycie. Oderwałem kawałek spalenizny i im podałem. Przeczekałem, aż wejdzie do piekarni i dopiero wtedy odwróciłem się do dziewczyny siedzącej pod drzewem i patrzącej na mnie z niedowierzaniem. Pospiesznie rzuciłem w jej stronę bochenki chleba i wszedłem do środka.
Od tego momentu unikała mnie w szkole i udawała, że nie istnieję. Owszem, nie oczekuję od niej żadnych podziękowań. To nawet nie była porządna pomoc, powinienem był wyjść na ulewę i dać jej bochny do ręki. 
Dojeżdżamy na miejsce dość szybko. Stoimy przed drzwiami pociągu, żeby kamery zdążyły nas nagrać. Wsiadam i moim oczom ukazuje się przepiękny pokój. Nigdy nie widziałem czegoś również wspaniałego jak to miejsce. Na suficie wisi kryształowy żyrandol, który odbija promienie słoneczne padające przez okna. Na środku stoją cztery fotele, aksamitne w dotyku. W rogu pomieszczenia postawiono stoły z pachnącymi ciastami i kolorowymi słodyczami. Nie brakuje również napoi, od wody po rozmaite rodzaje alkoholu. Myślę, że Haymitchowi by się tutaj spodobało. Effie prowadzi nas do swoich przedziałów.
- Wszystko jest do waszej dyspozycji, czujcie się jak w domu. Za godzinę widzimy się na kolacji.- informuje nas opiekunka.
Prycham z niezadowolenia. "Jak w domu"? To wszystko brzmi tak bezsensownie. Posyłam Katniss rozbawione spojrzenie, a ona je odwzajemnia. Tonę w głębi jej brązowych oczu, marzę aby ta chwila trwała wiecznie. Jednak ona odchodzi zatrzaskując drzwiami. Wchodzę do siebie i przekręcam klucz w zamku. Biorę gorący prysznic, jest sterowany różnymi, skomplikowanymi guzikami i zanim kończę się myć, zostaję oblany kilkoma pachnidłami. Zaglądam do szafy, przygotowano dla mnie 5 strojów do wyboru. Dla mnie to nie robi różnicy, więc biorę na oślep. Idę na kolację, czekają już Haymitch i Effie, brakuje tylko jednej osoby. Wszyscy siadamy do stołu, kiedy Katniss się pojawia. Jest ubrana w dżinsowe spodnie i żółtą bluzkę, która podkreśla jej dziewczęce kształty. Jemy rozmawiając o wszystkim. Nieźle wychodzi nam pogawędka. Najedzeni do syta, siadamy przed telewizorem i oglądamy powtórkę z dożynek. Przyglądam się trybutom z Jedynki, Dwójki i Czwórki. Nazywamy ich Zawodowcami bo prawie co roku wygrywają igrzyska. Dzieci są tam szkolone na maszyny do zabijania, a następnie zgłaszają się na ochotników, przynosząc dumę swoim dystryktom. Zapamiętuję chłopaka z Dwójki, Cato. W jego oczach widać pewność siebie i żądzę krwi. Kiedy czas na Dwunastkę, komentatorzy nie wiedzą jak skomentować nasz gest. W mgnieniu oka widzę siebie i Katniss stojących na scenie. Pewnie ludzie już zdążyli zapamiętać dziewczynę, która zgłosiła się za siostrę, ratując jej przy tym życie. Trudno, żeby to umknęło ich uwadze. Zmęczeni udajemy się do łóżek.
- Dobranoc.- mówię do Katniss.
- Dobrej nocy.- odpowiada, a na jej ustach pojawia się minimalny uśmiech.
Kładę się w zimnej pościeli i rozmyślam o niej. O jej anielskim uśmiechu. Co z nami będzie? Tego nie wiem. Wiem tylko jedno. 
Nienawidzę Kapitolu.
Za to, że muszę patrzeć jak powoli odbiera mi życie i dziewczynę, którą kocham.

2 komentarze:

  1. Katniss miała szare oczy.Sorki,że cały czas się czepiam,ale nwm dlaczego takie rzeczy rzucają mi się niesamowicie w oczy :p pięknie !!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń